Trzecia edycja tego wspaniałego pomysłu za nami. Tym razem jednak przyjęto inną koncepcję. W dwu poprzednich latach areną zabawy był Stadion Narodowy w Warszawie. W tym roku Polski Związek Tenisowy odszedł od tej wersji i poszedł w Polskę. Impreza miała miejsce w aż dziesięciu miastach. Gospodarzami były: Bytom, Gdańsk, Łódź, Olsztyn, Poznań, Puławy, Szczecin, Warszawa, Wrocław i Zielona Góra.
Moim zdaniem taka formuła jest ciekawsza i to z paru powodów. Dostęp do wspólnej tenisowej zabawy ma zdecydowanie większa ilość dzieci z tak zwanej „prowincji”. Zaangażowani są ludzie nie tylko z Warszawy, a taki model daje możliwość popisania się miejscowych władz. Zarówno w organizacji, jak i w bezpośrednim uczestnictwie.
Jak wyżej wspomniałem, zaszczytu dostąpiła również Zielona Góra. Mało tego, Prezes PZT był właśnie u nas. Chciałoby się dodać – bliższa ciału koszula. Ale niech tam… Najpierw będzie o VIP-ach. Na kortach, w meczu deblowym swoje umiejętności sportowe zaprezentowali prezydent Zielonej Góry – Janusz Kubicki w parze z dyrektorem MOSiR-u Robertem Jagiełowiczem, który później ustąpił miejsca Marcinowi Forysiowi, prezesowi Supra Brokers (generalny sponsor PZT). Po przeciwnej stronie siatki – senator Władysław Komarnicki i jego przyjaciel Jacek Kasierski z Gorzowa Wielkopolskiego. Tak zupełnie z przyczyn czysto formalnych dodam, że wygrali zielonogórzanie. W kuluarach mówiło się, że to rewanż za żużlowców (kilka dni wcześniej Stal „rozjechała” Falubaz), ale nie wiem ile w tym prawdy.
Po nich na kort wyszli: z jednej strony koszykarz Łukasz Koszarek (kapitan Stelmetu Enea BC) i legenda tenisa stołowego Lucjan Błaszczyk (kapitan ZKS Palmiarnia Zielona Góra), a z drugiej przedstawiciele zielonogórskiego zagłębia kabaretowego. Było trochę …kabaretowo, ale sam mecz zupełnie poważny. Zakończył się remisem 6:6. Bez tie-breaka. Następnie Martyna Kubka (reprezentantka zielonogórskiej Nafty, już deptała trawę Wimbledonu oraz twarde korty Australian Open) w parze z Pawłem Pudłowskim (byłym posłem) stanęła w szranki przeciwko zielonogórskiemu radnemu Sławomirowi Kotylakowi, którego wspomagał trzynastoletni Filip Gorczyca z Żarskiego Klubu Tenisowego. Chociaż tak będąc w zgodzie z prawda, z tym wspomaganiem to było akurat odwrotnie – to właśnie Filip grał pierwsze skrzypce w tym duecie. I trudno się dziwić – toż to dwukrotny zwycięzca turnieju właśnie na Narodowym PGE w Warszawie. I to ostre wymiany Martyny z Filipem były okrasą tego meczu.
Tyle o tym „przy okazji”. Przecież Narodowy Dzień Tenisa, to nade wszystko dzieci. Na gościnnych kortach MOSiR-u reprezentowanych było siedem klubów: NKT Nowy Tomyśl, Promień Opalenica, KT Żary, UKS 2 Zielona Góra, Przytok Tennis Club, Szkoła Tenisowa Międzyrzecz oraz Nafta Zielona Góra. Ponad osiemdziesięcioro przyszłych mistrzów piłeczki w kolorze cytryny konkurowało w trzech konkurencjach. W drużynowym teście sprawnościowym startowały ekipy czteroosobowe plus dwójka rezerwowych. Równolegle rozgrywane były turnieje do lat ośmiu oraz dziesięciu. Dzieci miały niesamowitą frajdę, a członkowie KOR-u (Komitet Oszalałych Rodziców) zagryzali nerwowo paznokcie i ekscytowali się każdym zagraniem swoich pociech. Zresztą nie mogło być inaczej. Znam to (niestety) z autopsji. A czy byli w tej zabawie wygrani? Ależ tak! Wygrane były po prostu wszystkie dzieci!
Podsumowując – fajnie, że jest taki dzień, który inspiruje do wyjścia na korty. Fajnie, że jest taka formuła, która powoduje rozruszanie większej ilości środowisk. Fajnie, że w to, aby impreza była udana zostaje zaangażowanych wiele osób dorosłych, niekoniecznie na codzień związanych z tenisem. Fajnie jest, że z kolei ci związani z tenisem nie liczą godzin poświęconych dzieciom. I w naszym przypadku staropolski ukłon czapką do ziemi Piotrowi Gorczycy, Renacie Skrzypczyńskiej, Łukaszowi Sękowi i wielu innym.
Ale przede wszystkim fajnie jest, że dzieci się bawią, dzieci konkurują ze sobą, dzieci przy okazji uczą się dyscypliny i rozumieją, że aby osiągnąć sukces – nie tylko zresztą w sporcie – trzeba się jednak spocić.No i nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie byliśmy świadkami narodzin przyszłej gwiazdy w stylu Agnieszki Radwańskiej, czy Łukasza Kubota. Nie wiadomo…
Michel Cabeil