Piłka nożna, III liga. Do Zielonej Góry zawitał Łukasz Piszczek. Gwiazdor Borussii Dortmund przyjechał na pojedynek z miejscową Lechią. W protokole meczowym był wpisany jako drugi trener LKS-u Goczałkowice Zdrój.
To nie jest wynik ćwierćfinału turnieju tenisowego na kortach Nowego Jorku. To jest wynik meczu piłkarskiego o mistrzostwo III ligi pomiędzy Lechią Zielona Góra a LKS Goczałkowice Zdrój. Do przerwy 1-1. Obaj piłkarze, zarówno Ł. Garguła jak i P. Ćwielong jesienią 2009 roku reprezentowali barwy krakowskiej Wisły. Przedtem i potem grywali w innych klubach, ale w sobotę spotkali się na boisku w Zielonej Górze. Po przeciwnych stronach oczywiście. Jak podałem wyżej, lepszy okazał się Piotr. Mało tego, w 61 minucie, po dość składnej kontrze zdobył drugiego gola dla LKS-u. Dla formalności: pierwszą bramkę dla gości strzelił Bartosz Marchewka (15 ´), a trzecią Adam Grygier (89´). Dla Lechii bramkę rzadkiej urody z rzutu wolnego zdobył Jakub Babij. To była 31. minuta.
Kilka zdań o samym meczu. Przez pierwszy kwadrans było trochę niemrawo. Pierwsi grę uspokoili goście, czego efektem był gol. Kibice w ilości 250-300 osób byli przekonani, że gospodarze rzucą się do odrabiania strat. Niestety, to goście nadal kontrolowali grę, choć zdarzały się też wypady gospodarzy pod ich bramkę. Po jednym z nich, sędzia odgwizdał faul na piłkarzu Lechii w odległości około 25-30 metrów od linii końcowej boiska, z prawej strony bramki golkipera LKS-u. Piłkę ustawił Babij i przepięknym strzałem przelobował bramkarza. Futbolówka ugrzęzła w siatce, w lewym górnym rogu bramki. Typowe okienko! 1-1 ! No to chyba pójdą za ciosem – dało się słyszeć wśród kibiców. Niestety, tak się nie stało.
Druga polowa nie różniła się zbytnio od pierwszej. Też padły dwie bramki, tyle, że zdobyli je tylko goście. Oni też nadal dyktowali warunki. Czary goryczy dopełniła czerwona kartka (po dwóch żółtych) dla piłkarza Lechii, zatem gospodarze musieli przez ponad pół godziny grać w dziesiątkę.
Wygrał zespól tego dnia lepszy. Zespól, który grał odważniej, potrafił przetrzymać piłkę kiedy trzeba było i zaatakować większą liczbą zawodników. Lechia grała tak jakoś bojaźliwie. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale tak to wyglądało. Nie można wygrać meczu atakując dwójką -trojką napastników, mając jednocześnie naprzeciwko blok defensywny złożony często z sześciu piłkarzy LKS-u. Nie da się. Co poświadcza fakt, że jedyna bramka dla Lechii padła ze stałego fragmentu gry.
Na tle Lechii goście wypadli całkiem, całkiem. Z pięciu rozegranych w tym sezonie spotkań wygrali trzecie. Trzecie na wyjeździe. W domu idzie im gorzej: dwa mecze, dwie porażki. Trzeba zatem mieć nadzieję, ze w rewanżu okażą się tak samo gościnni, jak dzisiaj Lechia.
A z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że zawody prowadziła ekipa sędziowska z Wrocławia pod batutą Roberta Paryska. I generalnie rzecz ujmując, trudno się do ich pracy przyczepić.
Michel Cabeil