Nawiązaliśmy współpracę z Michelem Cabeil. To jego pierwszy felieton na łamach Portalu Zachód. Michel będzie pisał głównie o sporcie, ale również będzie “dotykał” bieżących spraw – polityki, gospodarki, kultury. Czekamy na Wasze opinie. Miłej lektury.
Zbieżność tytułu ze znakomitym filmem Kevina Costnera (z nim zresztą w roli głównej) nie ma absolutnie nic wspólnego z niżej prezentowanym tekstem. Ot, spodobał mi się tytuł i tyle.
22 sierpnia anno domini 2020 w sali recepcyjnej (czytaj – gimnastycznej) drzonkowskiego ośrodka sportowego odbył się Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy Lubuskiego Związku Piłki Nożnej. Zjazd – jak zwykle w takich przypadkach – zaszczyciło swoją obecnością paru oficjeli. Samym zjazdem, jego szczegółami, zajmę się w następnym odcinku, natomiast tu i teraz chciałbym zwrócić uwagę na jedną sprawę. Na frekwencję!
Otóż reprezentowanych było 211 klubów, na 261 funkcjonujących w lubuskim, czyli ponad 80%. Nic, tylko się cieszyć. Ale… Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dwa lata wcześniej, podczas poprzedniego zjazdu obecność wyniosła… kilkudziesięciu członków. No i trzeba było się wstydzić przed zaproszonym sternikiem polskiej piłki, czyli Zbigniewem Bońkiem. A gdyby się cofnąć o kolejne dwa lata, czyli do roku 2016 i ówczesnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego… No cóż zebranie odbyło się. Ale w tak zwanym drugim terminie, czyli nie wymagającym kworum.
Skąd taka zmiana? Skąd tak nagłe zainteresowanie lokalnych klubów swoimi sprawami? Czyżby na ten stan miał wpływ fakt, że tym razem ustępujący Prezes znalazł konkurenta? Że ktoś odważył się oficjalnie wystąpić jako kontrkandydat i podał to do publicznej wiadomości?
Przeanalizuję sytuację. Cztery lata temu ówczesny prezes nie miał konkurenta. To znaczy miał, ale podanego z sali, czyli nie do końca groźnego. Ponad to uczestnicząca w zebraniu część delegatów była - no powiedzmy delikatnie - wczorajsza. To był podobno wynik tak zwanych wesołych autobusów, wynajętych przez ustępujący zarząd w celu dowiezienia delegatów na zebranie. Dowiezienia z różnych zakątków województwa. Dodam, że na czele zarządu stał ustępujący prezes, starający się o przedłużenie swoich rządów. Przypomnę także, że wtedy nie obowiązywał przepis dotyczący noszenia masek (Covid 19 dopiero szykował się do ataku), zatem być może układ wydechowy pojazdów był nieszczelny i biedni delegaci nawąchali się jakichś oparów zanieczyszczających atmosferę autokarów. A może ktoś złośliwy umieścił w autokarach gaz rozweselający? Dzisiaj jest to już nie do sprawdzenia, ale według naocznych świadków, niektórymi delegatami trzepało dość znacznie. Inna ciekawostka - w tychże autobusach (po drodze oczywiście ) odbywało się - poza wdychaniem wspomnianych wcześniej oparów - również wręczanie mandatów delegatów. Tym, którzy ich nie mieli. A co, będą jeździli za darmochę. Jak już jadą, to niech głosują. I żeby nie było nie domówień, niech głosują właściwie.
Aha - a konkurentowi, temu zaproponowanemu z sali, w pewnym momencie jego wypowiedzi najnormalniej wyłączono mikrofon. Co będzie niepotrzebnie truł dupę. Szkoda czasu. Przecież i tak już wszystko było ustalone. To tak na marginesie.
Tym razem było trochę groźniej. Konkurent wiedział o wesołych autobusach, zatem trzeba było z nich zrezygnować i nie dać argumentu przeciwnikowi. Wymyślono więc inny fortel. Wiadomo było wszem i wobec, że kontrkandydat odbywa wojaże po województwie. Rozmawia z klubami o ich problemach, bolączkach, zadrach… Ale kontrkandydat musiał o te spotkania zabiegać. A ustępujący prezes? Nie musiał. Dał prikaz szefom delegatur, co by wykonali odpowiednie ruchy, rozmawiali z kim trzeba i jak trzeba. I już!
Ponadto w paru klubach, z którymi rozmawiałem, na moje pytanie - kto jest waszym delegatem, usłyszałem taką oto odpowiedź: od nas nikt nie jedzie, ale oddaliśmy swój mandat do delegatury. Fajny pomysł! Bowiem szef delegatury już wiedział, co z takim mandatem zrobić. Całej reszty można się domyślać. Dlatego zastanowiło mnie, dlaczego sprawdzając listę obecności na zjeździe nikt nie wymagał od delegatów dowodów tożsamości. A nuż okazało by się, że taki „delegat” nie bardzo wie kogo reprezentuje.
I tak powstała niesamowita, jak na możliwości województwa frekwencja. Ze wskazaniem!
Ale co to ma do tego tańca z piłkami? Ano trochę, a może i więcej ma. Ale po kolei. Otóż - jak stwierdził prezes w sprawozdaniu za ubiegłą kadencję - odbył on – uwaga!!! – 604 spotkania z klubami. W tym 504 rejestrowane. Przez grzeczność zapytam - gdzie rejestrowane? Zadałem sobie bowiem trud i policzyłem te spotkania na stronie internetowej związku. Doliczyłem się ich w ostatnim gorącym miesiącu przed zjazdem (czyli w okresie od 21 lipca 2020 do 20 sierpnia 2020) - 12!!! (słownie - dwanaście). Powtórzę - to był jednak gorący miesiąc. Nie mylić z upalnym, aczkolwiek taki też był. A wcześniej? W lipcu 2020 odnotowałem 1 (słownie - jedno) spotkanie. Ale wtedy jeszcze prezes nie wiedział, że ma konkurencję. I aby zakończyć wyliczankę tych spotkań - cofając się do rozpoczęcia sezonu, czyli do lipca roku 2019 wynotowałem w sumie niewiele ponad 40 spotkań!!! Więc coś tu z tą ogólną liczbą nie „klapuje” - jak powiedział mój znajomy. Nie chciałem polemizować ze znajomym, ale jego wątpliwości zaniepokoiły mnie na tyle, że zajmę się nim jeszcze. Nie - znajomym. Tematem liczby spotkań oczywiście. Matematycznie.
No dobrze, ale co z tym tańcem? No właśnie! W tym ostatnim okresie, kiedy prezes osobiście zaszczycał swoją obecnością kluby, za każdym razem przywoził ze sobą … ha! ha! - nie kiełbasę wyborczą! No może w pewnym sensie. Przywoził za każdym razem 10 piłek do gry w piłkę nożną. Wprawdzie nie najlepszej jakości (jak się o nich wyraził jeden z przedstawicieli klubów - „papierowe piłki”, czyli na dwa trzy użytki w czasie deszczu), ale zawsze.
I to jest właśnie to moje skojarzenie. Powiedzmy, że Kevinem Costnerem to prezes nie był. Ale można się umówić, że… tańczącym z piłkami tak!
Michel Cabeil